Tyle informacji, tyle niepotrzebnych
Współczesny człowiek codziennie otrzymuje tyle nowych informacji, ile człowiek żyjący w średniowieczu przez całe życie.
XIII wiek. 7:22 rano. Najzwyklejszy człowiek, żyjący w tamtych czasach, reprezentant najliczniejszej warstwy społeczeństwa – chłop. Wstaje ze swojego twardego posłania. Już wie, że za parę tygodni, jak co roku, zaczną się zbiory – nic nowego. Dzisiaj, jak zwykle, będzie pracować w polu – nic nowego. Ubiera się i wychodzi. Widzi sporo ziemi, na której, razem z innymi chłopami jego pana, będą kopać, orać, dbać o plony, pozbywać się szkodników i chwastów – nic nowego, nic nowego, nic nowego, nic nowego. Po kilku godzinach pracy przychodzi pora obiadowa – nic nowego (ale mimo tego wszyscy na to czekają). Chłop wie, że dziś razem z żoną i czwórką dzieci będą jedli drewnianymi łyżkami z drewnianej miski groch i kaszę – nic nowego. Po posiłku odprawiania pańszczyzny ciąg dalszy – nic nowego. Wieczorem chłop kładzie się spać (nic nowego), kiedy nagle budzi go krzyk królewskiego posłannika, ogłaszającego, że król umarł, a władzę po nim przejął jego syn – coś nowego.
XXI wiek. Wtorek. 6:56 rano. Ja. Budzik dzwoniący w telefonie wyłączam od razu, sprawdzając przy okazji e-dziennik: mam zastępstwo na angielskim – coś nowego. Przeciągam się na łóżku i wstaję, żeby zjeść kanapkę. Otwieram lodówkę, lecz okazuje się, że ser się skończył – coś nowego. Jem zatem kanapkę z szynką, a wcześniej włączam radio. Tam słychać, że „rząd wprowadził zmiany w szkolnictwie” – coś nowego. Kilka minut później słyszę, że „pomnik Roberta Lewandowskiego zostanie odsłonięty za cztery dni w Pszczynie” – coś nowego. Idę umyć zęby. Przechodząc przez przedpokój, widzę, że dostałem link do artykułu, z którego dowiaduję się, że iPhone 8 ma nie mieć wejścia audio – coś nowego. 15 minut później wychodzę do szkoły. Kiedy schodzę po schodach, Kamil pisze mi: „złamałem nogę” – coś nowego. Podczas drogi do szkoły z kioskowej wystawy nagłówek gazety wręcz krzyczy, że „Deszcz powoduje mokre drogi!” – coś nowego. W szkole, tuż przed lekcją, kolega mówi mi o kartkówce z matematyki. Przez cały dzień dowiaduję się nowych rzeczach, na przykład: dzięki matematyce dowiedziono, że nie każdy kij ma dwa końce albo „jednak ta kartkówka jest za tydzień”. Po ciężkim dniu w szkole wracam do domu.
Sprawdzam skrzynkę pocztową i czytam wiadomość, z której wynika, że dostałem się do zespołu redakcjaBB (hura!) – coś nowego.
Może oba obrazy są nieco przerysowane i karykaturalne, ale trzeba przyznać, że ilość informacji, które codziennie do nas docierają jest bardzo duża. A wcale nie muszą być to informacje ważne czy godne zapamiętania. Często zdarza się, że szybko zapominamy większość z nich („O nie, kartkówka… Wyleciało mi z głowy. Pamiętam jednak, że „Gravity Falls” już nie będzie kontynuowane”). Od nas zależy, ile wiadomości tak naprawdę chcemy przyjąć i przyswoić. W końcu musimy rozróżniać, czy ważniejsza jest kartkówka, czy sensacja o deszczu powodującym mokre drogi.
Czy nadmiar informacji jest zły? To zależy. Gdybyśmy przestali je dostawać, pewnie umarlibyśmy z nudów albo niepewności, co nas omija, gdy nie mamy do nich dostępu.
Często mówi się, że człowiek popadł w rutynę, ale nie jest to do końca prawda – codziennie dowiadujemy się o nowych rzeczach, uczymy się w szkole czegoś nowego, nawet na korytarzu i w Internecie rozmawiamy ze znajomymi o różnych rzeczach.
Ciągły napływ wiadomości może być uciążliwy, ale to chyba one napędzają nas do działania.
Wielu ludzi przedawkowało informacje. Zdecydowana mniejszość, która jest z nimi bardzo do tyłu, też raczej nie ma łatwo (jak każda mniejszość). Informacje są jak każda substancja – nadmiar jest równie niezdrowy jak niedobór. Musimy starać się znaleźć złoty środek; osiągnięcie tego nie jest raczej możliwe, ale da się do niego zbliżyć. Oczywiście zawsze będzie tak, że dla jednej osoby informacja może być ważna i przydatna, podczas gdy dla drugiej nie ma ona znaczenia.
Korekta: Ewa Kuchta
Zdjęcie: Nina Mizgała