Anioły w Ameryce okiem Julki
„To jest azyl. Próżnia. To jest cnota nieposiadania niczego. Głębokie zamrożenie uczuć. Możesz być sparaliżowana, a zarazem bezpieczna tutaj. Po to tu przybyłaś. Szanuj wrażliwość ekologii swoich złudzeń" – z dumą stwierdził Mr Lies.
Valium, lasagne czy siła wyższa
„Gotowanie lasagne od zawsze było moim paradygmatem tworzenia sztuki teatralnej”. Słów tych nie wypowiedział autor luźnej farsy czy komedii na wieczór, ale niemal ośmiogodzinnego spektaklu opowiadającego o rzeczach ważnych, bardzo ważnych i tych najważniejszych. „Anioły w Ameryce” Tony’ego Kushnera są mieszanką dziesiątek różnych motywów, zbitką sprzeczności, które ostatecznie łączą się w spójną całość. Historie porywczego prawnika, homoseksualnej pary i małżeństwa, które zamiast wspierać się, powoli prowadzi się wzajemnie do upadku, tylko pozornie tak wiele dzieli. W rzeczywistości różnią się one jedynie drobnymi detalami, gdyż głównymim motywami pozostają cierpienie, poczucie izolacji i odrzucenia, a jednocześnie nadzieja, przeplatająca się ze świadomością czekającego ich losu. Można się wręcz posunąć do stwierdzenia, że to coś więcej niż samoświadomienie – to również pogodzenie się z własnym przeznaczeniem. Dziś – w czasach, w których na każdym kroku promuje się niezależność i jak mantrę powtarza się nam, że sami kreujemy swoje życie – antyczne Fatum wydaje się być czymś zupełnie nieaktualnym i odległym. Tymczasem istnieją kwestie, w których człowiek na zawsze pozostanie bierny i bezsilny, a próbując odsunąć od siebie nieuniknione, jeszcze szybciej sprowadzi to co niechciane, a konieczne.
[…] każdy z nas ma w sobie choćby jeden mały element, który może stanowić powód wykluczenia. Nie istnieje „trochę”, pod uwagę brane jest tylko „bardzo” albo „w ogóle”.
W pierwszym momencie można – nie bez racji – stwierdzić, że sztuka ta przedstawia życie ostracyzowanych. Jednak, idąc dalej tym tropem, dojdziemy do wniosku, że każdy z nas ma w sobie choć jeden mały element, który może stanowić powód tego właśnie wykluczenia. Być może Kushner, poprzez tak liczne i mocne kontrasty, chciał ukazać fakt, że jacykolwiek nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy w przyszłości, zawsze, prędzej czy później, pojawi się ktoś, kto zweryfikuje naszą osobę. Kto będzie miał coś przeciwko i obwieści nam to w mniej lub bardziej subtelny sposób. Kolejnym aspektem, dobrze napisanej sztuki, jest możliwość odszukania samych siebie w jej bohaterach. W filmach, książkach, a w szczególny i namacalny sposób – na teatralnej. scenie szukamy swoich lustrzanych odbić. W „Aniołach…” udaje się to, choć nie w oczywisty i dosłowny sposób. Każdy tekst, w mniejszym lub większym stopniu, zawiera cząstkę jego autora, jest dziełem, stworzonym z jego emocji i myśli. Podobnie jest i w tym przypadku – Tony Kushner od wielu lat jest w związku homoseksualnym, więc, jak można się spodziewać, przeniósł na bohaterów własne doświadczenia i odczucia.
Nie istnieje „trochę”, pod uwagę brane jest tylko „bardzo” albo „w ogóle”.
Listek figowy?
Ławka w parku, na niej dwóch mężczyzn. Jeden z nich podwija rękaw, zasłaniający niewielką, czerwoną plamkę na ręce. Mięsak Kaposiego. Na obu twarzach pojawiają się łzy połączone z niepewnością, jednocześnie przepełnione lekcewagą wobec choroby – to właśnie ten moment, kiedy stery przejmuje Fatum. Moment, w którym człowiek musi się wyłączyć i poddać temu, co przyniesie przyszłość. „Anioły w Ameryce” wydają się być chwilami nierealne, odrobinę przerysowane. Nie istnieje „trochę”, pod uwagę brane jest tylko „bardzo” albo „w ogóle”. Bohaterowi błądzą we własnych wizjach, spotykają się w snach, przeczą wszelkiej logice. Jednocześnie jednak – i tu kolejna pozorna sprzeczność! – spektakl jest niesamowicie dosłowny. Jednym z głównych wątków jest AIDS – problem konkretny, namacalny i niestety od wielu lat aktualny – podobnie zresztą jak cała sztuka. Daniel Lis w swojej recenzji bardzo mocno i odważnie podkreślił tę właśnie aktualność, zaznaczając jednak, że jest to zupełnie inna ponadczasowość niż ta, której doszukujemy się w wielu klasykach minionych stuleci. Choć dramat Kushnera nie jest niczym „świeżym”, to rzeczywiście można odnieść wrażenie, że w sposób bardzo bezpośredni nawiązuje do wydarzeń, o których na co dzień czytamy w gazetach czy na portalach internetowych.
Recenzja powstała dzięki współpracy z kinem Helios w Bielsku-Białej w ramach cyklu Helios na scenie.
Korekta i edycja: Kamila Katsu Chrobak
Zdjęcie: Ryan Hopkinson / www.nationaltheatre.org.uk