Rozkręcam się jak jasny gwint

Na scenie zawsze reprezentuje Bielsko-Białą. Od koncertów w Japonii aż po Woodstock. A muzyka nie ma dla niego granic.

Maciej Gałuszka: Jak wpadłeś na pomysł zremiksowania słynnego kawałka Led Zeppelin „Whole lotta love”?
Mateusz Górny Gooral: Mój tata zawsze jarał się zespołem Led Zeppelin. Kiedy usłyszałem ten utwór, stwierdziłem, że go zremiksuję. Puściłem go na demówkę. Znalazł się na drugim miejscu listy przebojów w Radiu BIS.

Byłeś w Japonii na kilku koncertach. Jak grało Ci się w miejscu o zupełnie innej kulturze niż europejska?
Było super! Zagraliśmy pięć koncertów. Poznałem ciekawych ludzi gotowych do współpracy. Własnie zrobiłem remiks dla japońskiej kapeli. Będzie reklamować ich nową płytę. Uwielbiam Azję, dużo podróżuję. Tylko w zeszłym roku zrobiłem 50 tys. km samolotem i 50 tys. km autem. Miałem kilkanaście koncertów za granicą.

Skąd czerpiesz energię, aby tak intensywnie pracować?
Mam zajawkę! Jak byłem mały, miałem w sobie mnóstwo energii I jeszcze trochę mi zostało. Zawsze starałem się być
dobrym człowiekiem i czerpać pozytywną energię z otoczenia, z wiary. Kilka lat temu poczułem spadek tej energii, ale wracam do stanu wyjściowego. Wiesz, w każdej rozmowie można też wyczuć, czy ktoś ma w sobie pozytywną, czy negatywną energię. Dzięki temu można się wzajemnie ładować.

Kto Cię inspiruje?
Muzycznie inspirują mnie inni twórcy muzyki elektronicznej. W zeszłym roku supportowałem Skrillexa. Mój brat natomiast natchnął mnie do nagrania kawałka „Dzięki Kubuś”. Wiele jest też zespołów, których słucham m.in: Chemical Brothers, High Contrast, Callibre, Kollektiv Turmstrasse. Miałem szczęście zagrać z wieloma moimi idolami: Netsky, Upbeat, Skrillex, Foreign Baggers.

Na Woodstocku zagrałeś z Państwowym Zespołem Ludowym Pieśni i Tańca „Mazowsze”. Jak Ci się z nimi
współpracowało?
Dobrze, to był nasz pierwszy koncert i od razu został nagrany na dvd. Właśnie z tego względu był to trudny występ, ale się udało. Ciesze się, że doszło do współpracy.

Jak stroisz swoje instrumenty? Na jaką częstotliwość?
Od jakiegoś czasu przestrajam swoją muzykę z częstotliwości A-440 Hz na A-432 Hz. Częstotliwość 440 nie jest naturalna. Została ona sztucznie zmieniona i zatwierdzona w latach 50. jako norma wbrew woli większości muzyków. Natomiast 432 jest naturalna i inaczej oddziałuje na otaczający nas świat. Moje poprzednie płyty były strojone w częstotliwości 440, bo jeszcze o tym nie wiedziałem, za co przepraszam… (śmiech)

Zagrałeś do pierwszej polskiej opery narodowej pt. „Krakowiacy i Górale”. Muzyka została skomponowana
ponad 200 lat temu. Jakie to było doświadczenie?

Poznałem nowych, interesujących, często bardzo wrażliwych ludzi. To spotkanie było dla mnie nowym, niesamowitym doświadczeniem. Puszczałem dźwięki ambientowe, część z nich jest bardzo cicha i przypomina dmuchanie. Czułem skupienie aktorów i to chyba najbardziej utkwiło mi w pamięci. Mega klimat.

Jak bardzo czujesz się związany z Bielskiem-Białą?
Chłopie! (śmiech) Jeździmy po świecie i mówimy, skąd jesteśmy. Zawsze pada nazwa naszego miasta. Bielsko-Biała to
moje korzenie. Cieszę się, że znalazłem swój patent na muzykę. Jest oryginalny, jest stąd. Z jednej strony jest związany ze światem, a z drugiej z tym konkretnym miejscem.

Artykuł został opublikowany w magazynie redakcjaBB #04. 

Zdjęcie: Maciej Gałuszka Foto
Korekta: Ewa Kuchta