Born to board

Nauczyłem się luźniejszego podejścia do życia, a kontuzje mnie wzmocniły.

Zimą budowałem skocznie, niewinne hopy, a pewnego dnia jazda bez zobowiązań nabrała profesjonalnych perspektyw. Rodzice zapisali mnie do Beskidzkiego Stowarzyszenia Snowboardowego, który bazę miał właśnie w Bielsku. To z nimi stawiałem pierwsze kroki na Pucharach Polski pod okiem trenera Jakuba “Kamela” Honcza.

Przygoda ze sportami zimowymi rozpoczęła się, gdy miałem dwa lata. Wtedy jeździłem na nartach. Dużo czasu spędzałem na pobliskich stokach, w końcu mieszkam w górach. Później podążyłem śladami moich starszych kuzynów i kolegów przerzucając się na deskę. W pewnym momencie zainteresowałem się również akrobatyką. Chodziłem na zajęcia w Bielsku-Białej, a powietrzne ewolucje takie, jak salta i przewroty na trampolinach od razu chciałem przenieść na stok.

Do kadry Polski w snowboardzie dostałem się półtora roku temu występując w klubie Alpino. Miałem sezon przepełniony sukcesami: I miejsce w Mistrzostwach Polski Juniorów, następnie III w Mistrzostwach Polski Seniorów. Już tylko jeden wyjazd na Puchar Europy w słowackiej miejscowości Jasna dzielił mnie od przystąpienia do reprezentacji. Na miejscu poszło mi beznadziejnie, bo stres wywołany presją zrobił swoje, ale ostatecznie zająłem 17. miejsce i przystąpiłem do szeregów kadry.

Reprezentację tworzę razem z Piotrem Tokarczykiem, Jankiem Jarominem, Kamilem Knopem, Aleksandrem Czubą oraz Marysią Kołakowską. Nasze wyjazdy organizowane są dzięki funduszom kadrowym, którymi rozporządza trener Tomasz Tylka.
Na zgrupowaniach utrzymuje się wesoła atmosfera zresztą jak to wśród snowboardzistów bywa. Dzień na stoku zaczyna się dość wcześnie, bo o 5 rano. Najczęściej wybieramy się na lodowiec w Hintertux. Rozpoczynamy rozgrzewką oraz rozciąganiem. Później spokojne “rozjeżdżenie się”, a następnie zaczynamy zabawę w snowparku, który tworzą skocznie, poręcze i przeszkody. Trener obserwuje nas czujnym okiem i mówi co poprawić, żeby doprowadzić skok do perfekcji. Dzięki temu podczas zawodów mamy coś pewnego. Trening kończymy zazwyczaj dosyć wcześnie. Idziemy na obiad, regenerujemy się, a wieczorem biegamy.
Niestety nie ma z nami fizjoterapeuty, trenera od przygotowania fizycznego ani lekarza.

Snowboard podlega Polskiemu Związkowi Narciarskiemu, który duże pieniądze przeznacza na skoki narciarskie. Czujemy się pomijani. Musimy dopiero zapracować na sukces i może wtedy zostaniemy bardziej docenieni.

Gdybym mógł zmienić coś w PZN, to zadbałbym o opiekę po-snowboardową, do której zalicza się kontakt ze specjalistami. Kontuzje się zdarzają i często pozostajemy sami z tym problemem. Reasumując mam już za sobą kilka wstrząsów mózgu i złamań.

Pierwszy kadrowy dzień na wyjeździe do Szwajcarii pozostanie w mojej pamięci. Warunki na stoku wydawały się bezpieczne, śnieg był miękki. Podczas sesji treningowej na skoczni wyszedłem jak zawsze dość wysoko w powietrzu. To moja mocna strona, ale następne co pamiętam to sytuację, gdy obudziłem się w helikopterze. Nie wszystkim urazom da się zapobiec, ale można się wspomóc przez ćwiczenia siłowe.

Snowboarding to moja największa zajawka, którą chciałbym kontynuować do końca życia.

Funkcja licealisty i kadrowicza jest ciężka do połączenia. W drugiej klasie postarałem się o indywidualny tok nauczania polegający na pisaniu sprawdzianów w dowolnym terminie. Materiał musiałem nadrabiać sam. Na wyjazdy zawsze zabierałem ze sobą książki, ale zazwyczaj po całym dniu treningów nie miałem siły do nauki.
Moim sportowym marzeniem jest wystąpienie na Olimpiadzie oraz Xgames. Snowboardziści w Polsce nie mają lekko, ale mimo wszystko będę dążył do obranego celu.

Zdjęcia: Bogna Tupiec
Edycja i korekta: Dorota Łaski