Ludzie Bielska-Białej – Igor Gajewski
Igor Gajewski – rocznik ’98. Wychował się na bielskim Osiedlu Karpackim, gdzie trenował dzień w dzień na okolicznych placach zabaw, wykorzystując znaki i drabinki. Dzisiaj spełnia marzenia i objeżdża całą Polskę razem z cyrkiem Juremix.
Ile miałeś lat, jak pierwszy raz poszedłeś zobaczyć występy cyrkowe i czy od razu wiedziałeś, że to z nim wiążesz swoją przyszłość?
Igor: Pierwszy raz poszedłem tam jako mały chłopiec, miałem wtedy może trzy, cztery lata. Odkąd pamiętam, to właśnie występy napowietrznych akrobatów budziły we mnie ogromne emocje i zachwyt. Jako mały chłopiec powtarzałem, że w przyszłości będę pracował w cyrku — nikt wtedy z rodziny nie brał tego na poważnie. Myśleli, że to chwilowe zauroczenie tą sztuką, które z czasem wygaśnie. Ja jednak się nie poddawałem i coraz bardziej brnąłem w kierunku sztuki cyrkowej. Po skończonej szkole średniej (z wykształcenia jestem technikiem weterynarii) podjąłem się kariery artysty cyrkowego. Nie żałuję swojej decyzji.
Co najbardziej zafascynowało cię w akrobacjach? Przełamywanie swoich słabości, odrobina ryzyka czy może sam efekt wizualny?
Ciężko stwierdzić co tak naprawdę zafascynowało mnie w gimnastyce napowietrznej. Wydaje mi się, że to właśnie unikatowość tej dyscypliny spowodowała chęć trenowania tego sportu. Gimnastyka wymaga od nas sporego zaangażowania, samozaparcia i przede wszystkim determinacji — bez tego niewiele można osiągnąć. Odrobina ryzyka? Zdecydowanie!
Kocham adrenalinę, dlatego wszystkie swoje występy wykonuję bez żadnych zabezpieczeń, na wysokości około 6-7 metrów. Trzeba to kochać.
Jakie są według ciebie największe mity dotyczące cyrku?
Największy mit dotyczący cyrku? Bez wątpienia udział zwierząt w cyrkowych spektaklach. Coraz częściej słyszy się, że zwierzęta w cyrku są źle traktowane. To bzdura. Zwierzęta w cyrku mają zapewniony odpowiedni dobrostan, warunki utrzymania i przede wszystkim opiekę 24 godziny na dobę. Niewiele osób wie, ale każde występujące zwierzę musi mieć zatwierdzony scenariusz występu przez lekarza weterynarii. Dodatkowo liczne kontrole weterynaryjne (kilka razy w tygodniu) nie wykazują żadnych uchybień w tej kwestii. W Polsce nie ma typowych tresur, są to bardziej pokazy oparte na prezentacji zwierząt przed publicznością.
Poza tym często życie cyrkowca porównywane jest do życia cyganów, choć niewiele ma to ze sobą wspólnego oprócz ciągłej tułaczki. Żyjemy w przyczepach campingowych, posiadając ciepłą i zimną wodę, wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do normalnego funkcjonowania. Niczym nie różni się to od normalnego domu z wyjątkiem tego, że jest na czterech kółkach.
A jak widzisz przyszłość cyrku w Polsce i na świecie — czy cieszy się wciąż popularnością?
Z przykrością muszę stwierdzić, że zainteresowanie cyrkiem jest znacznie mniejsze w porównaniu do ubiegłych lat. Już nawet wśród dzieci nie pojawia się entuzjazm na wiadomość, że cyrk przyjechał do miasta. To przykre, ponieważ cyrk tak samo, jak teatr czy kino jest częścią składniową kultury. Różnica jest taka, że podczas występu cyrku wszystko dzieje się na żywo i nic nie jest puszczone „z kasety”. To naprawdę lata ciężkich treningów i wyrzeczeń, które w dzisiejszych czasach są coraz mniej doceniane.
Z cyrkiem jeździsz po wielu miastach Polski — czy zdarza ci się tęsknić w nich za Bielskiem? Czujesz, że to miasto w jakiś sposób cię ukształtowało?
To prawda, w dzisiejszych czasach występujemy każdego dnia gdzie indziej, a to oznacza, że cyrk codziennie przemieszcza się z miasta do miasta. W ciągu roku odwiedzam ponad 250 miast i miasteczek. Bielsko-Biała to moje rodzinne miasto, to tutaj się wychowałem, tutaj są moje korzenie i moja kochana rodzina oraz przyjaciele, dlatego jak tylko mam taką okazję to wracam do Bielska z utęsknieniem.
Mam porównanie co do innych miast Polski i śmiało mogę stwierdzić, że Bielsko-Biała pod względem atrakcji jest naprawdę bogato wyposażone.
Serdecznie zapraszamy na stronę na Facebooku Igora, gdzie możecie zaznajomić się z jego występami i pracą.
Zdjęcia: Martin Redman