Gry na wielkim ekranie #15
Pamiętacie te czasy, gdy megahitem stała się seria o pięknej i zwinnej archeolożce, Larze Croft, a następnym filmem w programie była kolejna część Resident Evil, na którą rodzice patrzyli nieco mniej przychylnie? Te czasy wróciły – i to w o wiele lepszym wydaniu! Premiera filmu Uncharted czy zbliżająca się emisja serialu The Last of Us nie schodzą z ust wielu osób. Ale jak właściwie powstała moda na filmowe adaptacje gier?
Początki bywają… trudne
Pierwsze produkcje stworzone na podstawie gier miały swoje premiery już na początku lat 80., kiedy do kin trafiły takie ekranizacje jak Tron, Cyber Ninja, Street Fighter czy Znak Smoka. Te filmy pod wieloma względami były do siebie zbliżone – słabe efekty specjalne, nie najlepsza gra aktorska czy drętwy scenariusz sprawiały, że jedyne, co łączyło je z ich pierwowzorami, to świat przedstawiony. O ile prawdziw_, zapalon_ fan_ka gier, w które
regularnie grywał_ na automatach, mógłmogła być usatysfakcjonowan, o tyle niedzieln_ widz_ka raczej nie opuszczał_ sali kinowej z wielkim zachwytem. Największą porażką tamtych lat okazała się ekranizacja serii gier o pogodnym hydrauliku z Włoch, który usilnie próbował uratować jasnowłosą księżniczkę. Mowa oczywiście o Mario oraz filmie Super Mario Bros, w którym pojawił się również młodszy brat głównego bohatera, Luigi.
Ekranizacje gier od początku miały sens, problematyczną kwestią było to, jak się za nie
zabrać.
Produkcja okazała się całkowitą klapą zarówno pod względem recenzji, jak i zarobków. Tutaj jednak największym mankamentem była niespójność i brak wierności względem materiału źródłowego.
Bende grał w gre, czyli o Tomb Raider słów kilka
Przygody Lary Croft, bohaterki serii Tomb Raider, cieszyły się ogromną popularnością na całym świecie już od samego początku, gdy w 1996 roku ukazała się pierwsza część gry. Tytuł przyjął się na tyle dobrze, że kolejne cztery części ukazywały się aż przez cztery lata z rzędu. Oczywiste więc było, że jeśli kręcić ekranizację gry, to takiej, która jest sławna i lubiana. I tak w 2001 roku ujrzeliśmy pierwszą część przygód Lary, w którą wcieliła się znana aktorka Angelina Jolie. Ekranizacja, choć nie nawiązywała bezpośrednio do żadnej z przygód archeolożki, to bardzo dobrze oddała klimat gry, a gra aktorska oraz efekty specjalne sprawiły, że film do dziś jest jedną z najbardziej dochodowych ekranizacji gier w USA. Serię Tomb Raider nieustannie rozwijano, a co kilka lat twórcy_czynie wypuszczali kolejną jej odsłonę. Nic więc dziwnego, że w 2018 roku na ekrany kin trafiła kolejna produkcja o Larze Croft. Film Tomb Raider, z udziałem nowej, młodszej aktorki Alicii Vikander, wypadł średnio, zarówno według krytyków_czek, jak i fanów_ek.
Ja też chcę własną ekranizację!
Obok świetnie przyjętego Tomb Raidera dobrze radziła sobie inna seria gier, tym razem w klimacie horroru – Resident Evil. Ona również doczekała się wielu odsłon, które kręcono w podobnym przedziale czasowym, a to zaowocowało kilkoma naprawdę dobrymi produkcjami kinowymi.
Oczywiste więc było, że jeśli kręcić ekranizację gry, to takiej, która jest sławna i lubiana.
Jak się okazało, horrorem może być nie tylko ekranizacja książki, ale również i gry. Niestety, z czasem coraz więcej studiów produkujących gry zapragnęło własnych ekranizacji, wskutek czego w pierwszej dekadzie XXI wieku uświadczyliśmy_łyśmy wysypu filmów, takich jak Silent Hill, Dungeon Siege, Dead or Alive, Hitman, Postal, Max Payne czy Far Cry. Niektóre z nich okazały się całkiem udane, inne zaś były tylko kolejną próbą zarobku bez konkretnego pomysłu na siebie.
Uwielbiam tę grę, więc nie skrytykuję filmu
Istnieją gracze_ki, którzy_re potrafią zżyć się zarówno z całą serią gier, jak i z jednym jej tytułem. Przez to przywiązanie może włączyć się pewna blokada, która uniemożliwia im powiedzenie złego słowa – czy to o danym tytule bądź serii, czy nawet o producencie_tce tytułu. Takie zżycie niesie ze sobą wiele negatywnych skutków w kontekście ekranizacji gier. Kiedy do kin trafiła długo wyczekiwana przez graczy_ki ekranizacja Assassin’s Creed, hucznie ruszono na seanse i… było w porządku. To znaczy – dla fana_ki serii było. Niektóre osoby były pewnie skłonne stwierdzić, że to całkiem udany film. Fakt, być może pod względem obsady czy efektów rzeczywiście nie był najgorszy, jednak nie ukazano w nim w pełni tego, czym jest seria gier o zakapturzonym bractwie. Podobne sytuacje spotkały również filmy Need for Speed, Warcraft: Początek czy Hitman: Agent 47 – wszystkie były po prostu poprawne, nic więcej dla niedzielnego kinomana.
Jaka będzie przyszłość ekranizacji gier?
Najprawdopodobniej bardzo dobra. W ostatnich latach mogliśmy być świadkami naprawdę ciepło przyjętego filmu Mortal Kombat – zarówno przez fanów_ki, jak i krytyków_czki, a jego wykonanie pod każdym względem było lepsze w stosunku do pierwszej ekranizacji tego tytułu. Monster Hunter natomiast okazała się dobrą produkcją, a kolejna część Resident Evil nie zawiodła i po raz kolejny pokazała, jak powinno się ekranizować horrory. Do tego film o Detektywie Pikachu oraz niebieski jeż Sonic trafiły zarówno do młodszej widowni, jak i starych fanów_ek serii. Obecnie najbardziej wyczekiwaną produkcją na podstawie gry jest serial The Last of Us, produkowany przez HBO. Miejmy nadzieję, że zarówno te, jak i kolejne ekranizacje okażą się prawdziwymi dziełami kinematografii.
Tekst ukazał się w #15 magazynu
Grafiki: Łucja Kwiczała