Czy AI faktycznie zastąpi człowieka?

Każdemu_ej z nas już zapewne obiło się o uszy co nieco o sztucznej inteligencji, nie tylko w kontekście sfer kreatywnych czy rynku pracy, ale też w mediach społecznościowych. Niedawno Internet ogarnęła popularność ChatuGPT, a parę miesięcy wcześniej strony Image Creator, która była źródłem mnóstwa scalonych ze sobą obrazów, co stało się bazą pod stworzenie nowej generacji memów. Tego typu aplikacje dają nam przede wszystkim rozrywkę, ale czy nie warto przyjrzeć się im bliżej?

Aleksandra Kołodziej

Zanim to jednak zrobimy, musimy sobie wyjaśnić: czym właściwie jest AI (ang. Artificial Intelligence)? To inaczej symulacja skomplikowanych procesów myślowych człowieka przez systemy komputerowe. Najprostszym zobrazowaniem sztucznej inteligencji jest chociażby wszystkim dobrze znany Google – zaczynając od wyszukiwarki dostępnej na każdym urządzeniu, przechodząc przez jej metody selekcjonowania szukanych materiałów i kończąc na dodatkowej aplikacji Google Assistant.

Jednak pionierką była tzw. ELIZA napisana przez amerykańskiego profesora informatyki Josepha Weizenbauma, która już w latach 60. ubiegłego wieku wykazywała cechy chatbota. Została napisana na wzór terapuetki, reflektując wypowiedź użytkownika poprzez wnikliwe pytania. Stanowiła również podstawę do wypróbowania testu Turinga, polegającego na sprawdzeniu umiejętności maszyny do utrzymania naturalnej konwersacji oraz posługiwania się podobnym sposobem myślenia, co ludzki. Wówczas uważano, że ELIZA była pierwszym AI, jakie zdołało przejść ten test. W czerwcu 2014 roku był to Eugene Goostman – program napisany przez trzech programistów; dwóch rosyjskiego pochodzenia (Vladimir Veselov, Sergey Ulsen) i jednego ukraińskiego (Eugene Demchenko). Eugene był w stanie przekonać 33% sędziów, że jest nastoletnim ukraińskim chłopcem w trakcie testu. Wznieciło to wielką dysputę naukowców_czyń na temat sztucznej inteligencji.

Czy tak naprawdę jakiekolwiek narzędzia, czy programy są w stanie przejść ten test? Czy jest on sam w sobie wystarczający, aby sprawdzać ich inteligencję, skoro neurony ludzkiego mózgu to coś więcej niż umiejętność konwersacji? Można też sądzić, że te chatboty zostały stworzone tak, aby przekonywać o ich człowieczeństwie, stąd wątpliwości naukowców_czyń.

Lęk przed nieznanym

Już dużo wcześniej świat wyraził zaniepokojenie rozwojem technologii. Sięgnijmy do początków rewolucji industrialnej sprzed XVIII wieku, a następnie lat 50. XX wieku, kiedy to zaczęły pojawiać się maszyny w fabrykach. Ludzie obawiali się masowych zwolnień, a przecież nie do końca wpłynęło to negatywnie na zatrudnienie – ciężką pracę (połowicznie) wykonywały i nadal wykonują wszelkie roboty, prawda? Dzięki temu pracodawcy_czynie nie muszą martwić się jakością produkcji ani wydajnością zespołów, a ilość pracowników_czek nie maleje, więc skąd ten lęk?

W dużej mierze strach osób zatrudnianych przez firmy jest usprawiedliwiony, bowiem rynek rozwija się dynamicznie i nie do końca da się go przewidzieć. Nawet tacy giganci jak Microsoft czy Google nie są w stanie przewidzieć skutków rozwoju AI, co spowodowało duży konflikt w zakresie etyki ich działań. Istnieją oczywiście profesje, które trudno zastąpić: prawnicy_czki, wyspecjalizowani lekarze_rki, czy psychologowie_żki (choć istnieje jego odpowiednik w postaci ChatuGPT) to zawody, których maszyna nie jest w stanie zostać zamiennikiem.

Najbardziej zagrożeni_one restrukturyzacją będą pracownicy_czki fizyczni. Pojawienie się sztucznej inteligencji na ich miejscach stwarza jednak zapotrzebowanie na ekspertów_ek od AI. Nie wszystkie zawody przez to znikną, ale zamiast współpracowników_czek, będą nam towarzyszyć systemy sztucznej inteligencji. Złe wieści można przedstawić za pomocą liczb – w Stanach Zjednoczonych i Europie przewiduje się około paru tysięcy milionów zwolnień z powodu rewolucji technologicznej, które są wcielane w życie już od 2020 roku, a Światowe Forum Ekonomiczne na początku maja tego roku opublikowało raport zapowiadający, że blisko 300 milionów stanowisk może zostać zagrożone z powodu obecności AI na rynku.

Mając te dane i śledząc choć trochę wiadomości ze świata, jesteśmy w stanie sobie odpowiedzieć twierdząco na pytanie z tytułu. Z jednej strony pojawienie się sztucznej inteligencji jako łatwiej dostępnego narzędzia dla pracodawców_czyń jest dobre, bo przecież zaoszczędzi to czynników ludzkiego błędu, na przykład na liniach produkcyjnych, ale z drugiej stanowi zagrożenie plagiatów oraz podejmuje temat etyczności.

Piętno pozostawiane przez AI

Wyobraźmy sobie, że nasze ulubione książki czy filmy zostały napisane właśnie przez AI zamiast pisarzy_ki. Na początku trudno to porównać, no bo czemu miałyby być gorsze, skoro czerpią z dostępnych już źródeł informacji, prawda? Okazuje się jednak, że narzędzia sztucznej inteligencji produkują teksty niskiej jakości – brakuje im kreatywności i konsekwentności wobec uwag i wymogów producentów_ek. Pewnie, że można je zaprogramować według własnych potrzeb, ale to, czy dorównają ludzkim umiejętnościom jest mało prawdopodobne. Zwłaszcza jeśli spojrzymy na obrazy tworzone przez AI, na których pojawiają się dłonie z sześcioma palcami (bo nie wie, czym jest ludzka anatomia) i bezkształtne tła (z powodu braku postrzegania głębi). Na ten moment AI nie ma żadnego celu poza tworzeniem kontentu bez końca – tak jak ChatGPT nie kieruje się prawdą, a ciągłą konwersacją.

Zanika również granica plagiatu. W grudniu ubiegłego roku ogromne grono artystów_ek odpowiedziało na to w formie strajku na stronie ArtStation, gdzie profesjonaliści_stki dzielą się swoimi portfolio. Na stronie parę dni wcześniej zaszły zmiany, które pozwalały na udostępnianie domeny do pozyskiwania danych dla AI. W ciągu paru dni domena została zalana obrazami, dający przejrzysty komunikat: Nie dla prac wygenerowanych przez AI, co równocześnie zablokowało aplikacje czerpiące z cudzej sztuki.

Obecnie od 2 maja 2023 roku trwa również strajk amerykańskich związków zawodowych pisarzy_ek (dokładniej: Writers Guild of America), co jest odpowiedzią na zapowiedź zastąpienia ich narzędziami sztucznej inteligencji oraz obcięcia pensji w firmach. Stanowisko związków zawodowych nie wyklucza całkowicie obecności AI w miejscach pracy – może służyć jako narzędzie do researchu lub ułatwiania pisania skryptów zamiast całkowicie zastępować pracowników_czki w filmie, telewizji, radiu oraz online mediach.

A co z etyką? Niestety, ale tutaj temat również nie nadąża za zmianami.  Ludzie odpowiadający za pisaniem kodów czy kryptografią AI nie są odpowiednio wynagradzani. Ilość prądu elektrycznego, jaka jest potrzebna i wykorzystywana w trenowaniu jednego (!) języka AI sięga kilkuset ton dwutlenku węgla – tyle wykorzystuje pięć samochodów przez cały swój okres użytkowania, co oczywiście odciska wielkie piętno na środowisku naturalnym.

Funkcjonujemy w systemie kapitalistycznym, gdzie liczy się zysk, rzadziej jakość. Teraz zauważane są plusy AI, mające wpływ na profity finansowe, lecz rzadziej rozmawia się o minusach tych wielkich zmian. Na dłuższą metę idą za tym ogromne skutki, których ogromne giganty na rynku nie są w stanie (a raczej nie chcą) przewidzieć – liczne zwolnienia pracowników_czek, mniej dostępnych miejsc pracy, obniżenie jakości mediów oraz rzetelności informacji, co wiąże się z ograniczeniem autonomii ludzi na rynku pracy. Przyszłość stoi pod wielkim znakiem zapytania, a my jako pracownicy_czki możemy liczyć na regulacje prawne instytucji czy państw, aby chroniły zwykłych zjadaczy chleba.

Tekst ukazał się w e-booku (Nie)możliwa przyszłość.

Grafika: Anna Malarz

Teksty