Wszystkie nieprzeczytane książki
Dzień po świętach Bożego Narodzenia, wybrałem się na samotną pieszą wędrówkę w góry. Trochę dlatego, żeby się rozruszać po trzech dniach siedzenia przy stole, ale też dlatego, że aktywność fizyczna pobudza kreatywność. W skrócie – chodzenie sprzyja myśleniu.
W tym roku pod choinką znalazłem dwie książki, które wcześniej zamówiłem u Aniołka. Tak jest lepiej, bo czasami książki, którymi zostajemy obdarowani, niekoniecznie wpisują się w nasze gusta czytelnicze. Odpakowując prezenty z kolorowego papieru, pomyślałem o książkach na półce, których jeszcze nie zdążyłem przeczytać. Na przykład o tych „świątecznych” z minionego roku. Antologia polskiego reportażu XX wieku pod redakcją Mariusza Szczygła, dwa z trzech tomów, co daje łącznie około 1800 stron drobnego tekstu. Mówiąc kolokwialnie, nówki sztuki — nieczytane.
Kto z nas nie marzył o ścianie, na której regały uginają się pod ciężarem książek, albo o specjalnej domowej biblioteczce, zawierającej wszystkie tytuły, które każdy szanujący się człowiek powinien chociaż przewertować?
Na regałach w moim pokoju, który okupuję od dwóch lat, znajduje się 79 pozycji – nie brałem pod uwagę podręczników, przewodników czy albumów krajoznawczych, których treść notabene znam dość dobrze. Przeczytanych od deski do deski – jest dokładnie 31, bez tych zaczętych i zostawionych przed połową. Co mnie przeraża? Liczba nieprzeczytanych książek stale się powiększa, podczas gdy ilość przeczytanych zwiększa się bardzo pomału. Jak to się dzieje? Mam kilka pomysłów, żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Bogactwo czytania
Po pierwsze, bardzo lubię kupować książki. Naprawdę, w całym życiu nie zdarzyło mi się, abym miał do siebie pretensje o wydawanie pieniędzy na książki. Inaczej podchodzę do kwestii kupowania ubrań. Koszulka z sieciówki jest mniej trwała od czytadła. Książka to przecież inwestycja w samego siebie. Książka poszerza mój światopogląd, w wielu kwestiach uświadamia, wzbogaca język, którym się posługuję, a także nakłania do przemyśleń podczas kolejnych pieszych wypraw.
Internetoholizm?
Po drugie, ciągle nie mam czasu. Tak, jak nikt nie będzie za mnie myślał i jadł, nikt też nie będzie przewijać za mnie tablicy na Facebooku.
To nie odkrycie, że synonimem mediów społecznościowych jest określenie złodzieje czasu. Dlaczego więc dzień w dzień dajemy się okradać? Może to brak silnej woli albo co gorsze… – uzależnienie i strach przed byciem zapomnianym.
Doskonale pamiętam, że przed założeniem profili w każdym możliwym miejscu, potrafiłem do trzeciej w nocy czytać książki, schowany z latarką pod kołdrą. Ostatnio na nowo odkryłem cytat, z którego kiedyś (czyli zanim wsiąknąłem na dobre do internetu), śmiałem się: Jeśli sądzisz, że w dobie komputerów sztuka czytania zanikła, zwłaszcza wśród dzieci, to niezawodny znak, że jesteś mugolem!
Może wielu z nas ma awersję do książek, bo byliśmy zmuszani do czytania lektur, którym z góry przyklejało się łatkę „nudy” albo po przeczytaniu strony, oczy wymagały kilkugodzinnej przerwy, przed ekranem laptopa.
Nie trać czasu!
Od kilku lat przy okazji zmiany roku w kalendarzu, słychać o wyzwaniu pod tytułem „52/52”, czyli 52 książki, po jednej na każdy tydzień. Brzmi strasznie dla osób, które w ciągu roku przeczytały maksymalnie jedną książkę. Ale można samemu wymyślić sobie takie wyzwanie, które wyda się mniej przerażające.
Dwie książki w miesiącu albo chociaż jedna na miesiąc? To naprawdę da się zrobić! Godzina przewijania Facebooka mniej, to godzina więcej dla rozwoju intelektualnego.
Nie każdy wierzy w postanowienia noworoczne, bo powszechnie wiadomo, co się z nimi dzieje. Dlatego czytanie książek powinno wejść w nawyk w tym roku i każdym kolejnym. W domowym zaciszu, w pociągu, na ławce w parku zawsze miej przy sobie książkę i pozwól sobie na podróż to innego świata.
Zdjęcie: pixabay.com
Korekta: Justyna Fołta