Szczęście Pana Mihálego!
Szczęście. Pojęcie tak szerokie i ogromne jak Wielki Atraktor. Nad tym, co tak naprawdę oznacza ten termin, ludzie zastanawiali się chyba od zawsze, w związku z czym powstało wiele teorii dotyczących powstawania szczęścia: od filozoficznych, poprzez religijne i psychologiczne, na neurobiologicznych kończąc.
Całkiem niedawno, bo zaledwie w drugiej połowie XX-wieku, do poszukiwaczy genezy szczęścia należał psycholog, o którym na pewno nie można powiedzieć, że był posiadaczem prostego nazwiska — Mihály Csíkszentmihályi. Wprowadził on w życie pojęcie „przepływu” (ang. flow), które miało łączyć w sobie stany satysfakcji i euforii. Pomijając długie formułki, można powiedzieć, że przepływ to moment, w którym zatracamy się w wykonywanej czynności.
Jest ono swoistym połączeniem użycia naszych umiejętności z przyjemnością wykonywania lubianego zajęcia. Jednym z orędowników pojęcia przepływu był dwukrotny noblista Linus Pauling. Osobiście mogę przyznać, że uczucie flow odczuwałem podczas występu na scenie, gdy wszystko wokół przestało być ważne. Nie było publiki, teatru, przedstawienia, a nawet innych aktorów i mnie samego. Najbardziej smutnym faktem jest to, że kompletnie nie pamiętam przebiegu spektaklu, w którym brałem udział…
„Gdy rozum śpi — budzą się hormony”*
Jeśli spojrzymy na to pojęcie z punktu neurobiologii, nagle cały złudnie brzmiący irracjonalizm rozjaśni swoje słowa i działania. Ostatnimi czasy wśród psychologów zajmujących się m.in. obniżonym samopoczuciem utarła się filozofia Kaizen („Małych kroków”), której główną myślą jest stawianie sobie prostych zadań, w drodze do osiągnięcia większego celu. Punktem wspólnym przepływu Pana Mihály’ego oraz psycho-kroczków jest dopamina — to jeden z „hormonów szczęścia”, głównie odpowiadająca za motywację i chęć do działania.
W momencie wykonywania ulubionej i znanej czynności nasz umysł nie pochłania dodatkowej energii na ucieraniu ścieżki między neuronami, o czym wspomniałem również w artykule „Uważaj na swoje myśli”. Tym samym można powiedzieć, że nasz mózg jest zadowolony z tego, że dajemy mu do wykonania coś, co już potrafi. Jak tu się nie cieszyć z takiego zadania? Ukończonemu wyzwaniu towarzyszy natomiast dopamina, która jak wcześniej wspomniałem, “daje szczęście”.
Tu kończy się zagadka szczęścia Pana Csíkszentmihályi’ego. Tak naprawdę trzeba pamiętać, że wszyscy się różnimy, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Jednego uszczęśliwi spędzenie życia na zajmowaniu się tym, co kocha, innego zapewnienie sobie poczucia bezpieczeństwa poprzez spełnianie kolejnych segmentów piramidy Maslowa. Moim zdaniem szczęście to ciągłe poszukiwania. W ubiegłym tygodniu popierałem ruch eudajmonistów, dwa dni temu przytulałem drzewa, wczoraj miałem załamanie, a dziś ponownie wertuję stosy wypocin szczęściarzy świata…
A jak z Waszym szczęściem? Szukacie, posiadacie, czekacie, czy może narzekacie?
*Cytat z artykułu Artura Bazaka.
Korekta: Kasia Bób
Zdjęcie: Krystian Sekut