Nieśmiałość
– A pan uważa, że ta codzienna walka, jaką toczę, to tak dla zabawy? Dla zmęczenia samej siebie, by może przez zmęczenie fizyczne porzucić nadszarpniętą psychikę. Nie, proszę pana, to inny rodzaj walki. Tworzę, powtarzam i zapisuję wciąż to nowe scenariusze, w głowie mam naprawdę dobry film. W roli głównej często obsadzam siebie. Wiem, że egoistycznie. Ale czy nie mogę? Gdy mam już zarys głównej postaci, dobieram do niej odpowiednich bohaterów.
Jeszcze tylko kwestia scenerii. Chociaż muszę się przyznać, że nie odgrywa ona aż tak znaczącej roli.
Może tutaj właśnie popełniam błąd. Pozwalam bohaterom na swobodny dialog, nie narzucam od razu całego tekstu, wierzę w teorię przypadku. Jednak gdy rozmowa zmienia nieco tor, próbuje zasygnalizować, że nie zmierzamy w kierunku, którego ja oczekiwałam. Właśnie. Może robię to zbyt późno, może pozostawiam zbyt dużą swobodę i zbyt obszerny margines.
– Scenariusze, jakie pani pisze, nie mają odzwierciedlenia w pani życiu, prawda?
– Oczywiście, że nie… Ale czy tak nie jest łatwiej? Siadam i wyobrażam sobie, że dzisiaj będę właśnie w tym miejscu i z tym człowiekiem. I pan rozumie, pozwalam sobie nieco zaszaleć, czy jak to się mówi. Nigdy jednak bezpośrednio nie daje samej sobie do zrozumienia, że tym bohaterem mogę być ja.
To jest wymysł, chory wymysł.
Postać, totalna fikcja. W którą tchnę życie. Czasem zaczerwienię się, gdy piszę, bo w głowie pojawia się myśl, że utożsamienie się z bohaterem jest tylko kwestią uzmysłowienia sobie tego. Czyli tak naprawdę, zdaje się, że jestem tym bohaterem, tylko tego faktu i tej myśli do siebie nie dopuszczam. Jakby było to celowe zabezpieczenie, przed ewentualnie napotkanymi przeszkodami. Jeśli wątek układa się perfekcyjnie, to dlaczego nie uczynić siebie głównym bohaterem? Jednak jeśli, coś nie do końca pasuje, lepiej unikać myślenia, że to o czym piszesz, opiera się na twoim życiu i zasięgiem zahacza o twoją osobę. Ta cała fikcja, gra, jaką prowadzę, to mi trochę pomaga.
Zdjęcie: Martyna Studzińska
Edycja i korekta: redakcjaBB