Pal mi się, ogieńku!

Gorąca atmosfera w ich przypadku to nie tylko metafora. Igrają z ogniem jak gdyby byli odporni na jego żar, a ich pokazy przyciągają rzesze zapatrzonych widzów. Miłosz Goślicki, reprezentant Teatru Ognia Tesserakt, zdradza jak wygląda praca kuglarza.

Skąd pomysł, inicjatywa?

Nie jestem inicjatorem całego Teatru, ponieważ powstał jeszcze przed moją kadencją, zanim się tym zajmowałem. Założył go Szymon Wnętrzak. Z tego, co mi opowiadał, inicjatywa wzięła się z jednego z eventów, kiedy w Bielsku odbywał się festiwal fantastyki Grojkon, w którym Szymon brał udział i zobaczył Teatr Ognia z Cieszyna. Zainteresował się tematem, uczył się u nich, a kiedy tamten teatr się rozpadł, założył swój na terenie Bielska-Białej.

A obecna nazwa Tesserakt — co oznacza, skąd się wzięła?

Nazwa Tesserakt  była inspirowana nazwą ogromnego, dwukrotnej wysokości człowieka, sprzętu kuglarskiego, który ma kształt sześcianu. Obracanie nim jest niesamowicie trudne, a my dążymy do tego, by wystąpić z czymś takim. Chcemy, by to był nasz motyw przewodni, na większości pokazów będzie stał na środku i czekał na finał występu. Jak widać historia naszej nazwy jest dość przyziemna.

Czy cała grupa pochodzi z Bielska?

Tak, w większości. Są jednak takie „ewenementy”, które dojeżdżają. Na przykład mamy jedną osobę z Żor, jedną z Żywca i jedną z Radziechowych. Czasem do nas wpadają, ale główna ekipa pokazowa i większość treningowej jest z Bielska.

Jak się spotkaliście? Skąd tak duża grupa odkryła, że łączy ich wspólna pasja?

Ludzie przychodzą sami z siebie. W momencie, kiedy na scenę wchodził ogień, wykazywali zainteresowanie i gdy spotykaliśmy się w miejscu publicznym na trening, zaczęli do nas podchodzić i zadawać pytania — Co to jest? Jak mogę zacząć taką przygodę? Więc zaproponowaliśmy im trening. Wtedy bardzo często ci ludzie przychodzą do nas sami. Na chwilę obecną to będzie około dwunastu osób.

Jak wyglądają wasze treningi? Jak i gdzie ćwiczycie?

Zawsze w miejscach publicznych, ponieważ treningi nie raz i nie dwa odbywają się przy użyciu ognia, więc pomieszczenia zamknięte odpadają. W zimie musimy sobie radzić wynajmując sale, garaże, chowając się po miejskich kątach. Natomiast latem zaczyna się cała nasza zabawa związana z kuglarstwem. Trenujemy w miejscach jak najbardziej publicznych, tj. na placu pod Sferą, pod centrum handlowym, na placu Wojska Polskiego, na placu Chrobrego. Staramy się być raczej „na widoku”.

Używacie specjalnych przyrządów?

Tak naprawdę każdy z przyrządów, których używamy do Tańca Ognia, ma swoją historię, zaplecze. Jednym z najpopularniejszych jest POI — kula kewlarowa na łańcuchu. Wywodzi się z Afryki, gdzie tkaczki ćwiczyły swoje nadgarstki, przywiązując kamienie do sznurków i lin konopnych, by machać nimi w odpowiedni sposób. Choć głównie była to dla nich przydatna umiejętność w tkactwie (odpowiednia gestykulacja nadgarstków), stworzyły przy tym pierwsze sztuczki i triki do POI. Ktoś zaczerpnął z tej sztuki i w taki oto sposób przywędrowała do Europy i się rozwinęła.

Czy to aż tak niebezpieczna pasja, na jaką wygląda? Dochodzi do wypadków?

Oczywiście, że tak. Ogień zawsze jest ogniem. Ja, jako lider grupy, zawsze powtarzam i powtarzać będę, że ogień trzeba szanować, bo w przypadku braku poszanowania — może się odwdzięczyć. Mamy bardzo dużo zabezpieczeń, ale poważne urazy i wypadki się u nas nie zdarzały, ponieważ mamy rozwinięte BHP. Zdarzały się poparzenia, np. na czole lub czekanie przez dwa tygodnie aż odrosną brwi. Natomiast jest to faktycznie sztuka niebezpieczna.

Czyli da się powstrzymać w sobie lęk przed ogniem?

Oczywiście, że tak, ale można to bardziej porównać do skoku na głęboką wodę. Nie da się delikatnie i stopniowo przyzwyczaić. Przynajmniej my nie znamy takich metod. Pierwszy warunek jest taki, że osoba zainteresowana kuglarstwem, musi mieć ukończone 18 lat lub posiadać zezwolenie od rodziców. Na początku ćwiczymy sprzętem „niepłonącym” i jeżeli stwierdzę, że taka osoba ma na tyle umiejętności, żeby sobie nie zrobić krzywdy, to oferuję mu pierwsze „palenie”.  W tym momencie zawsze jest strach, zawsze są obawy, ale to jest coś, co przeskoczyć trzeba. Oczywiście mamy w tym momencie pełne wsparcie, apteczkę, koce gaśnicze. Wymagam od osoby kręcącej ogniem stroju zgodnego z zasadami BHP, który składa się w 100% z czystej bawełny — zarówno bawełny — zarówno spodnie, jak i koszula itd. Dopiero wtedy jest dopuszczona do kręcenia ogniem. Pomimo szoku i strachu, który jest na początku, to zawsze widać skok adrenaliny, uśmiech i z każdym następnym paleniem jest już coraz większe oswojenie.

A wasze plany na przyszłość?  

Obecnie Teatr zmienia markę, rozwijamy się w sposób bardzo dynamiczny i chcemy pozyskać jak najwięcej nowych członków, ponieważ stwierdziliśmy, że chcemy osiągnąć coś więcej, pokazać tę sztukę ludziom, podzielić się nią i planujemy stworzyć trzy lub cztery osobne ekipy, z oddzielnymi pokazami, ale wywodzić się będą od nas — z naszego miasta, z naszej szkoły treningowej i na chwilę obecną mamy ku temu sposobność, gdyż jak wcześniej wspominałem: Teatr powoli zamienia się w rodzinę. Także w przyszłości czeka nas gwałtowny rozwój i mam nadzieję, że wszystko się uda.

Zdjęcia: Archiwum Teatru Ognia Tesserakt
Edycja i korekta: Dorota Łaski

Wywiad
Sandra Mazur