Przepustka do świata czarodziejów, czyli Wizards Unite
Twórcy Ingress i Pokémon GO, firma Niantic, 21 czerwca opublikowała kolejną grę – Harry Potter: Wizards Unite. Dzięki niej każdy może przestać być mugolem i za pomocą smartfona przenieść się do magicznego świata. Jak oceniamy rozgrywkę w rozszerzonej rzeczywistości?
Do dzisiaj rozpaczam, że kiedy miałem 11 lat, nie otrzymałem listu z Hogwartu i z peronu 9 i 3/4 nie ruszyłem w stronę magicznej przygody. Wykreowany przez J. K. Rowling świat był jednym z moich ulubionych, w kinie byłem na wszystkich częściach Harry’ego Pottera i wciąż pamiętam słowo w słowo większość dialogów. Powinno to tłumaczyć, jak bardzo oczekiwałem nadejścia gry Wizards Unite.
Pierwszy raz mogliśmy o niej usłyszeć przy okazji premiery Pokémon GO. Już wtedy zapowiadano podobną – bo również osadzoną na rozszerzonej rzeczywistości – grę w świecie czarodziejów. Przypomnijmy tym, którzy nie wiedzą: rozszerzona rzeczywistość to nałożenie na siebie świata „prawdziwego” i wirtualnego. W ten sposób w niektórych grach możemy poruszać się jednocześnie po realnym i wirtualnym świecie za pomocą GPS-a czy znajdywać nieistniejące w rzeczywistości przedmioty za pomocą aparatu w telefonie.
Pomóżmy Harry’emu Potterowi w… zbieraniu śmieci?
Zaawansowana technologia to jedno, jednak każdy oczekiwał Wizards Unite z zupełnie innego powodu. Chciał powrócić do uniwersum, które wspomina z dzieciństwa, a przecież na książkach, filmach i grach w uniwersum HP wychowało się całe pokolenie!
Pokemony i Harry Potter to dwie rzeczy, które uwielbiałem i uwielbiam do dzisiaj. Dlatego jest mi tak przykro, że obie gry mnie rozczarowały…
Fabuła, choć na początku może wydawać się inaczej, jest totalnie nijaka. Otrzymujemy wiadomości od różnych znanych nam postaci z uniwersum. Zostajemy wcieleni do organizacji Statute of Secrecy Task Force, która dba o to, aby mugole nie dowiedzieli się o magicznym świecie po katastrofie, której przyczynę trzeba zbadać, a za sprawą której do świata niemagicznego przedostały się magiczne stworzenia, uwięzieni czarodzieje i ich wspomnienia.
Po włączeniu gry przygniótł mnie ogrom opcji. Nie do końca umiałem się odnaleźć w zakładkach, których jest naprawdę wiele i które, według mnie, zostały stworzone w sposób nieintuicyjny. Po pierwszym dniu gry pozbyłem się złudzeń, że ta ma jakąś fabułę i jakiś cel. Wyskakujące wiadomości są nudne – w Ingress (pierwszej grze Niantic, producenta Pokémon GO i Wizards Unite) wiedziałem, co mam robić, czułem się agentem, tworzyłem portale i miałem poczucie sensu. W Pokémon GO zbierałem pokemony, co samo w sobie jest super, a później mogłem nimi walczyć. A w Harrym Potterze? Mam wrażenie, że po prostu zbieram śmieci. Znalezienie listu gończego za Syriuszem Blackiem, kryształowej kuli i pozytywki z tańczącym trollem – to ma być cel gry?
Przedmioty są klimatyczne, ale ciągłe ich zbieranie (w kółko tych samych) powoduje, że mamy poczucie, jakbyśmy zbierali śmieci i po jakimś czasie nawet nie patrzymy, co odnaleźliśmy.
Niby magiczny świat, ale wymaga prawdziwych pieniędzy.
Są oczywiście fortece, w których możemy walczyć z potworami, ale sama walka nie jest ekscytująca. Możemy sadzić rośliny w szklarniach, a później je zbierać i robić z nich eliksiry. Niestety szybko dowiadujemy się, że gra, chociaż darmowa, na każdym kroku próbuje wymusić na nas mikropłatności. Bez nich nie powiększymy naszego ekwipunku, przez co rozgrywka jest naprawdę uciążliwa.
Dodatkowo gra została tak skonstruowana, że pochłania niesamowitą liczbę danych. Ciągłe animacje, które na początku są fajne i pozwalają się nam wciągnąć w klimat gry, z czasem stają się irytujące – nie dość, że nie da się ich przewinąć i musimy je oglądać w kółko, to zużywają one nasz transfer. Może to nie być problemem dla osób o nielimitowanym internecie, ale dla wszystkich pozostałych na pewno to spora niedogodność.
Oczywiście można ściągnąć wszystkie zasoby od razu na telefon, ale wówczas potrzebujemy prawie 4 GB pamięci…
Jedno wielkie rozczarowanie? Są pozytywy.
Testowałem grę na Samsungu Galaxy S7 i S8 i na obu działała bez zastrzeżeń, ale podobno starsze smartfony czy telefony innych marek nie radzą sobie tak dobrze, toteż w grupach dla graczy słychać wiele hejtu. Nie działa bezbłędnie także AR [przyp. red. augmented reality] – również na moim telefonie czasem wyskakuje błąd, mimo że w innych grach i programach zawsze działał bez zastrzeżeń.
W grze możemy dodawać znajomych, dzięki czemu mamy możliwość wykonać zadania. I szczerze mówiąc, jest to jedyna interakcja z innymi graczami, jaką dostrzegłem podczas gry. Może na dalszym etapie? O ile dotrwam, to się przekonam. Gra jednak jest zdecydowanie bardziej nastawiona na indywidualny rozwój niż nianticowi poprzednicy. Nie zbieramy punktów dla domu, do którego przynależność sami wybieramy (a gdzie Tiara Przydziału?) i w dowolnym momencie możemy go zmienić. Wybieramy także różdżkę (chociaż nie jestem przekonany, czy wybór ten ma jakikolwiek znaczenie) oraz profesję: aurora, magizoologa lub profesora. Je też możemy zmieniać, jednak każda ma swoje drzewko umiejętności, jak w grach RPG.
Irytację może wzbudzać także to, że w grze wciąż znajdują się te same portale – dodane przez graczy Ingress. Gracze Wizards Unite nie mogą więc w żaden sposób zgłaszać propozycji lokacji koło siebie. Oznacza to, że poza miastami nie ma sensu grać, co dyskwalifikuje wielu graczy i wspiera tych mieszkających w dużych miastach.
W grze możemy jednak znaleźć nie tylko minusy, ale także kilka zalet. Dla mnie zdecydowanie należy do nich świetna muzyka oraz możliwość zrobienia sobie zdjęcia z Hagridem czy Ronem. Bardzo cieszy mnie również fakt, że powstają kolejne gry bazujące na rozszerzonej rzeczywistości. Szkoda tylko, że jak na razie nudzą się po kilku dniach zabawy…
Redakcja i edycja: Adrian Pezda