Jak kariera zabiła Karierowicza
Kamienica przy ulicy Różanej długo stała niezamieszkana, aż w końcu wprowadził się do niej pan Kowalski z rodziną. Nazwisko przeciętne, jakich wiele. Ale ten Kowalski to dopiero było ziółko! Zupełnie nie pasował do naszej okolicy. Codziennie prezentował się w innej koszuli, spodnie miał starannie wyprasowane i z neseserem pod ręką każdego ranka wsiadał do swojego (nietaniego, jak podejrzewam) samochodu. Do tego wiecznie ta ponura mina… Rzadko też widywaliśmy Kowalską z dziećmi – jakie to ciche i spokojne osoby były! Tutaj, na Różanej, mieszka więcej rodzin z dziećmi, ale dają o sobie znać o wiele bardziej, niż tamci. Czasami nawet nie idzie wytrzymać, tyle hałasu robią.
Punkt siódma dało się słyszeć poranną krzątaninę u państwa Kowalskich. Głównie to odzywał się ten cały Karierowicz. Zawsze mu coś nie pasowało: a to kawa za słaba, innym razem za zimna, a klucze od domu położone w nieodpowiednim miejscu. Dzień byłby stracony, gdyby nie rzucił przy tym swoim sławnym: Ciężko pracuję, dlatego… lub Gdyby nie ja, zapewne skończylibyście bez grosza. To jednak nic w porównaniu z niezłą awanturą, jaką urządził, gdy jeden z dzieciaków wleciał mu pod nogi i tym samym pan Kowalski zalał jakieś bardzo ważne dokumenty. Płacz i krzyki dało się słyszeć w całej okolicy! Najbliższy sąsiad, Marecki spod trójki, chciał nawet wezwać policję, zaś Andrzejczak spod ósemki już się osobiście zbierał, by zapukać Kowalskiemu do drzwi. Nim zdążyli cokolwiek zrobić, Karierowicz – równo o ósmej dziesięć – wsiadł do samochodu i odjechał.
Te kilka godzin, kiedy Karierowicz zajmował się swoją karierą, to prawdziwa ulga dla nerwów. Niedługo po mężu do kamienicy wracała pani Kowalska, która odprowadzała najmłodszą pociechę do przedszkola. Kilka razy udało mi się ją przypadkowo spotkać i wypytać o kilka rzeczy. Zazwyczaj odpowiadała jedno i to samo:
– Mój mąż to bardzo poważny człowiek. Ciężką pracą osiągnął swój sukces i teraz spełnia się na wysokim stanowisku. Wiele osób mu zazdrościło, nawet próbowało go powstrzymać! A on jak się uparł, tak dopiął swego. Przepraszam, muszę zdążyć z obiadem na powrót męża. On tak ciężko pracuje…
Być może mi się przywidziało, ale spod rękawa pani Kowalskiej wystawało parę sińców. Raz nawet miała rozcięty łuk brwiowy, ale naprawdę nie wiem, skąd to wszystko. Może się przewróciła? Sołtysowa zasugerowała nawet, że to może być sprawka jej męża, ale to przecież absurdalne. Kto to widział, coś takiego robić własnej żonie? Musi być na to jakieś inne wytłumaczenie. Choć… trzeba przyznać, że gdy szanowny Karierowicz wracał do domu, witał się z bliskimi w dość osobliwy sposób. Od progu rzucał wyzwiskami na lewo i prawo, czasami słychać było nawet trzask tłuczonego szkła. Przez te szczelnie zasłonięte zasłony nigdy nie dało się niczego dojrzeć! Raz tylko widziałam, jak najstarsza córka Kowalskich nagle wybiegła z kamienicy i pomknęła gdzieś przed siebie. Nie mam pojęcia, co takiego musiało się tam wydarzyć. Gdzie pojawiał się Karierowicz, tam panował zamęt, choć taki z niego porządny człowiek…
Kres kariery Kowalskiego nastąpił – o ironio! – pierwszego maja tego roku. W Święto Pracy, jak przystało na prawdziwego Karierowicza, również zbierał się do pracy. Mieszkam naprzeciwko, dlatego miałam dobry widok na całą sytuację. Wyjątkowo wybiła ósma dwadzieścia, a nie dziesięć, jak zazwyczaj. Coś musiało się popsuć w harmonogramie dnia Kowalskiego, bo zamaszystym ruchem otworzył drzwi i zbiegł po schodach tak szybko, że ledwo udało mi się to zobaczyć. W jednej ręce trzymał swój neseser, do którego próbował wpakować kilka dokumentów. Wyraźnie się spieszył, chyba był nawet spóźniony, co przecież nie przystoi poważnemu człowiekowi. Pamiętam, że tego dnia wiał bardzo silny wiatr – przy otwartym oknie musiałam pozbierać wszystkie doniczki z parapetu, bo skończyłyby tragicznie. Kowalski miał tego pecha, że prawdopodobnie nie ściskał dokumentów zbyt mocno, dlatego te przefrunęły na drugą stronę ulicy.
Nie wiem, o czym wówczas myślał. Wydaje mi się, że bardziej zależało mu na sięgnięciu do tamtych papierków niż na własnym bezpieczeństwie. Nawet nie rozejrzał się w prawo i lewo, gdy wszedł na jezdnię. Trudno się zatem dziwić, że nie zauważył nadjeżdżającego samochodu, który na pewno przekroczył prędkość, chociaż wszyscy doskonale wiedzą, że to teren zabudowany. Do dziś pamiętam ten ostry pisk opon, trzask i tragiczny widok na naszej ulicy. Wnet zleciało się mnóstwo gapiów, w tym – niestety – rodzina mężczyzny. Ktoś zadzwonił po karetkę, choć nikt nie łudził się, że da się zapobiec najgorszemu. Niedługo później zaroiło się od ratowników i policjantów, którzy zaczęli badać sprawę. W kwestii Kowalskiego stwierdzono jedno: zgon.
Przykry to był widok. Pani Kowalska, zalana łzami, próbowała zaciągnąć dzieci do mieszkania. Zdziwiło mnie, że najstarsza z córek – może miała z szesnaście lat – nawet nie zapłakała. Wyglądała tak, jakby ogromny ciężar spadł jej z serca. Ten Marecki, który mieszkał najbliżej Kowalskich, i któremu najbardziej przeszkadzały ciągłe awantury, również specjalnie się tym nie przejął. Wracając do swojej kamienicy, rzucił tylko: Praca go zabiła. Co jak co, ale trudno się z tym nie zgodzić. Kariera odebrała życie Karierowiczowi.
Posłowie
Kowalski podporządkował się w zupełności najwyższej wartości w jego życiu: pracy. Z czasem wygórowane ambicje zaczęły dostarczać mu więcej stresu i niepotrzebnych nerwów niż satysfakcji. Sfrustrowany mężczyzna odreagowywał zatem negatywne emocje na swoich najbliższych. Znęcał się nad nimi, wywyższał się i zarazem umniejszał członkom rodziny, wyraźnie określając, gdzie jest ich miejsce. Przepracowany, wypalony zawodowo Karierowicz, stał się tykająca bombą. Z równowagi wyprowadzały go drobnostki, zaś on sam w każdej chwili mógł wybuchnąć.
Nie ma nic złego w realizowaniu swoich marzeń o wielkiej karierze – wręcz przeciwnie, samorozwój to coś wspaniałego, szczyt potrzeb wielu ludzi. Niedobrze dzieje się, gdy owa kariera staje się kulą u nogi, przyćmiewając nam wszystko wokół. Dopóki cieszy Cię to, co robisz, i tym samym nie sprawiasz przykrości nikomu wokół – rób to dalej. Wszystko należy jednak czynić z głową, by nie popaść w żadną ze skrajności.
Instytut Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego
tel. 801 889 880
czynny codziennie w godz. 17:00 – 22:00
Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie Niebieska Linia –
tel. 800 121 212
Bezpłatna, działająca telefoniczna linia interwencyjna dla dzieci i młodzieży.
Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej Niebieska Linia
tel. 33 811 99 00
czynny w godz. 16:00 – 22:00
Okręgowy Ośrodek Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem w Bielsku-Białej
tel. 667 252 257
Czynny całodobowo
Bielskie Centrum Psychiatrii Olszówka w Bielsku-Białej
tel. 33 812 30 41
Stacjonarny Ośrodek Leczenia Uzależnień Behawioralnych i Ośrodek Readaptacyjny Błękitny Krzyż w Bielsku-Białej
tel. 33 817 20 49
Tekst ukazał się w #14 magazynu.