Jemy… Tylko jak?

Temat odżywiania nie znika z pierwszych stron gazet. Ilu ludzi, tyle różnych diet i sposobów żywienia: od mięsożerców po wegan. Trudno jest znaleźć złoty środek, ale może warto skupić się na chwilę na pozornie nudnym, przewidywalnym domowym jedzeniu?

Naszą cywilizację opanowuje bylejakość jedzenia. Nie ma się czemu dziwić, biorąc pod uwagę zwyczaje żywieniowe niektórych z nas. Płaczemy nad przybywającymi kilogramami, a czy zadajemy sobie choć trochę trudu, by powiązać to z dietą? Niezdrowe jedzenie jest wszędzie, ale pojawiają się wobec niego różne alternatywy.

Fast food vs moda na zdrowe odżywianie

Bardzo popularne stało się slow food promujące żywność naturalnego pochodzenia, bez sztucznych dodatków, które jest częścią zjawiska slow life – przeciwieństwa życia w wiecznym pędzie. Jednak pomimo mody na zdrowe odżywianie budy z fast foodem mnożą się jak grzyby po deszczu. My z kolei płacimy niemałe pieniądze za chwilowe oszukanie głodu. Myślimy, że to przecież nic złego. Przecież czasami można sobie pozwolić na coś takiego i na pewno nie stanie się to przyczyną problemów ze zdrowiem. Szkoda, że tych razów robi się coraz więcej… Ale zaraz, wcale nie musi tak być!

Food trucki

Ostatnio coraz częściej można natknąć się na food trucki, czyli budki z jedzeniem na kółkach, które serwują oryginalne potrawy autorskiej kuchni. Organizowane są też zjazdy miłośników takich pojazdów (np. w Katowicach), będące rajem dla smakoszy szukających nowych doznań kulinarnych. Food trucki to dowód na to, że nie wszyscy ulegamy wszechogarniającemu, wszędzie smakującemu tak samo śmieciowemu jedzeniu.

Szkoła a zdrowa żywność

Kiedyś dzieci nosiły do szkoły drugie śniadanie z domu, teraz różnie to wygląda. Znaczna większość kupuje coś w szkolnym sklepiku i z reguły nie jest to kanapka. Dorośli robią podobnie, w drodze do lub z pracy wpadają do sklepu po przekąskę, żeby tylko uciszyć burczenie w brzuchu. We wrześniu 2015 roku nastąpiła rewolucja w szkolnych sklepikach – zakazano sprzedaży produktów zawierających za dużo soli czy cukru. Z półek zniknęły batony, ciastka, lizaki, żelki, cukierki… W stołówkach zrezygnowano z podawania doprawionych solą dań i słodkich produktów. Niemniej jednak uczniowie mogą przecież przynosić do szkoły takie jedzenie kupione gdzieś indziej. Byle do obiadu w domu.

Domowe jedzenie

Niestety, często do zjedzenia czegoś wartościowego nie dochodzi – jest mnóstwo innych spraw do załatwienia, więc oczywiście kończy się na kupnie gotowego jedzenia lub dań instant. I tak to się kołem toczy.
Wydawać by się mogło, że na porządny posiłek trzeba sobie zasłużyć, ale przede wszystkim mieć też czas. Dużo czasu. Ziemniaki gotują się niemal godzinę, mięso należy wcześniej przygotować w odpowiedni sposób. Do tego najlepiej zrobić jeszcze jakąś surówkę. Pół dnia roboty.

Tylko czy domowe jedzenie to synonim panierowanego kotleta z ziemniakami? Cóż, nie sądzę.

Jeśli nie próbowaliście nigdy ugotować makaronu lub kaszy, dodać do tego warzyw lub mięsa, to nie dziw, że nie wiecie, jakie to proste i… przyjemne.

Co się zaś tyczy drugiego śniadania, gdy nie ma czasu na zrobienie kanapki, znacznie łatwiej spakować jabłko, pokrojoną marchewkę, arbuza czy ogórka, jogurt i kawałek ciasta, którego upieczenie zajmuje pół godziny. A na podwieczorek smaczniej, zdrowiej i jakże milej będzie zjeść naleśniki z łyżką śmietany, posypane borówkami czy malinami, posmarowane dżemem lub miodem. Brzmi kusząco, prawda?

Co u Was wygrywa? Frytki, w których skład wchodzi wszystko oprócz ziemniaków czy spaghetti z tuńczykiem i świeżymi pomidorami? Pytanie zawieszam w powietrzu i biegnę zrobić koktajl z malin i melona.

Artykuł ukazał się w #3 magazynie redakcjaBB.

Zdjęcie: Sebastian Wójcik
Korekta: Ewa Kuchta

Teksty Ola Płonka
Ola Płonka