Lot na Marsa według wyobrażeń Netflixa. Czy bohaterowie dolecą do celu?

Wszechogarniająca cisza. Właśnie tak opisywana jest przestrzeń kosmiczna przez astronautów, jak i naukowców. Stwierdzić można, iż teoria ta była główną inspiracją dla filmu „Pasażer nr 4” Joe Penny’ego. Doznajemy w nim wiele monotonni i niedopowiedzeń.

Film opowiada o losach trójki bohaterów, którzy w ramach misji kosmicznej wyruszają na Czerwoną Planetę. Każdej z postaci powierzono zadanie naukowe na czas trwania misji. Jednakże na skutek feralnych wydarzeń okazuje się, że do zespołu dołącza nadprogramowa osoba. Sytuacja ta ponosi za sobą szereg komplikacji związanych, m.in. z awarią wentylacji, przez którą życie bohaterów wisi na włosku. 

Zamysł na scenariusz posiadał niezwykle duży potencjał, lecz całość fabularna pozostawia sporo do życzenia.

Zamysł na scenariusz posiadał niezwykle duży potencjał, lecz całość fabularna pozostawia sporo do życzenia. Odbiorca, licząc na rozwikłanie kryminalnej zagadki kosmosu lub spotkania czwartego stopnia, pozna smak rozczarowania. W kategorii produkcji łączących dramat z elementami science fiction, film ten wypada przeciętnie. Historia jest dość uboga w szczegóły, z licznymi błędami logistycznymi, np. brak zabezpieczeń w miejscach pozbawionych grawitacji. Dodatkowo aktorzy, mimo dużego potencjału, nie ukazali w pełni swoich możliwości – pani komandor (Marina Barnett) pozostaje w emocjonalnej rozsypce do końca wyprawy, co ogranicza jej rolę do płaczu. Od całkowitej klęski uratowała producentów Zoe Levenson (Anna Kendrick), lekarka o miłym usposobieniu. Ponadto jest bohaterką jednej z najbardziej wzruszających scen (na dwie zawarte w całości utworu). Widz, wybierając ten film, powinien zastanowić się dwa razy, ponieważ całość trwa zdecydowanie zbyt długo, biorąc pod uwagę prostotę zawartej historii oraz brak wątków pobocznych.

Korekta: Kamila Katsu Chrobak